czwartek, 2 lutego 2012

Piracy is great!


Nie chcąc nikogo zanudzać pisząc o ACTA, o którym powiedziane zostało już wszystko i wszyscy mamy już tego serdecznie dosyć, chciałbym spojrzeć na pochodną tego tematu, czyli piractwo. Tak, wiem, ta sprawa też była już wałkowana setki razy i ciężko jest wnieść do niej coś nowego. Jednak poniższy film inspiruje odmienne podejście do kwestii piractwa.


Znana piosenkarka Joss Stone, gdy zapytana o nielegalne ściąganie utworów z internetu przez reportera, zaskoczyła go odpowiedzią, gdy z wielkim uśmiechem i dziecięcą szczerością oznajmiła, że uważa piractwo za coś wspaniałego. Następnie postanowiła rozwinąć swoją myśl, tłumacząc, że jedyna rzecz, której nie lubi we współczesnej muzyce, to biznes z nią powiązany. Ona chce dzielić się swoją twórczością z jak największą ilością osób i nie przeszkadza jej nielegalny sposób pozyskiwania jej przez słuchaczy. Teoria mocno kontrowersyjna, ale czy nieprawdziwa?

Zazwyczaj kiedy mówimy o ściąganiu muzyki z internetu, to pojawia się określenie, że "okradamy artystów". Trudno się z tym spierać, gdyż muzyka to produkt, na stworzenie go potrzebny był odpowiedni budżet, a my dostajemy go w swoje ręce (czyt. nośniki) kompletnie za darmo i bez zgody twórców. Bez potrzeby odnoszenia się do słownika języka polskiego możemy stwierdzić, że podpada to pod definicję kradzieży. Większość muzyków także spod oka zawsze patrzyła na piractwo, wystarczy przypomnieć sobie słynną sprawę Metallica vs. Napster, która zakończyła się w 2002 roku męczeńską śmiercią pioniera w wymianie plików metodą P2P.

Polski rynek muzycznie też nie patrzy zbyt przychylnie na piractwo, co potwierdza niedawna wypowiedź wokalisty Strachów na Lachy, Krzysztofa Grabowskiego, który wypowiadając się na temat ACTA stwierdził: "Zadzwonił do mnie w tej sprawie pewien znajomy dziennikarz z prośbą o komentarz twórcy do nowej ustawy mającej uratować jego forsę, którą grabi się w internecie. Na pierwszy rzut okiem wszystko powinno być okej i spoko, bo oto wprowadza się się prawo i daje narzędzia do ukrócenia okradania artystów w sieci." (dalsza część tekstu dotyczy wolności w sieci - pełny tekst).

Dlatego też wypowiedź Joss Stone odbieram jako punkt wyjścia do wspaniałej debaty. Czy artyści wciąż mogą nazywać się artystami, jeśli skupiają się bardziej na pieniądzach niż na samym artyzmie? Czy po stworzeniu czegoś, z czego jesteśmy dumni, nie powinniśmy chcieć dzielić się tym z jak najszerszą publicznością?

Argument, że to jest ich praca i muszą wykarmić swoje rodziny w pełni rozumiem i akceptuję. Jednak czytając artykuł Roberta Leszczyńskiego, opublikowany w 2010 roku w magazynie Wprost, dowiadujemy się, że zarobki ze sprzedaży płyt to niewielka część przychodów jakie generują zespoły czy soliści. Przede wszystkim zarabia się na koncertach (największe zespoły w Polsce biorą na czysto po kilkadziesiąt tysięcy złotych na zespół) i tantiemach z ZAiKS-u (prowizje od grania piosenek w radiu i telewizji.

Jeśli rynek muzyczny tak prezentuje się w dzisiejszych czasach, to czy nie powinniśmy odejść od utartych dawniej schematów? Wiele zespołów już dostarcza swoje nagrania bezpośrednio do słuchaczy w formie elektronicznej, często nie pobierając za to żadnych opłat (lub robiąc jak Radiohead, którzy za płytę "In Rainbows" kasowali fanów na zasadzie "co łaska"). Im większy zasięg naszej muzyki, tym więcej słuchaczy, tym większe zainteresowanie koncertami, tym więcej osób chętnych posiadać legalną wersję płyty... Wilk syty i owca cała.

Skończyły się czasy wyczekiwania pod sklepem godzinami na premierę płyty ukochanego zespołu. Teraz każdy dostaje muzykę kiedy chce i jak chce. Nie ma się co burzyć i bulwersować na taki stan rzeczy - zdecydowanie lepiej się dostosować.

Czy ACTA w jakikolwiek sposób zmieni tę sytuację? Czas pokaże.

6 komentarzy:

  1. Od dawna głoszę pogląd, że piractwo wcale nie jest takie szkodliwe wiedząc (jak słusznie zauważył Leszczyński), że dochody z płyt to kropla w morzu potrzeb. Rozmawiałam kiedyś ze znajomym, który za każdy album dostaje platynę, że z pojedynczego sprzedanego egzemplarza ma chyba 12 gr? Mówił, że tylko z koncertów można się utrzymać. Idąc za tą myślą: jeśli będzie można posłuchać czegoś tylko po zakupieniu płyty - młode zespoły, które i tak już mają trudno (sam Maćku wiesz najlepiej :P) nie będą miały jak dotrzeć do publiczności, bo nikt nie będzie chciał kupić płyty zupełnie w ciemno. Mniej osób więc dowie się o istnieniu zespołu, mniej przyjdzie na koncert, mniej - albo wcale - nie zarobią artyści. Proste. ;) A Ci, którzy są już znani na pewno zarobią dużo mniej. Grabarz chyba tego nie docenia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Nie chcę wyobrażać sobie jak wyglądało życie jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy ludzie głównie słuchali muzyki poprzez radio ;)

      Usuń
  2. Halo, halo. Co to za niecne praktyki i przekręcanie (a właściwie wyrywanie z kontekstu) słów Grabaża? Przecież dalej wyraźnie pisze (czego już nie zacytowano), że jest przeciwnikiem ACTA, bo ta ogranicza wolność. A tę stawia wyżej od pieniądza. Co prawda nazywa ściąganie muzyki z internetu kradzieżą, ale nie sprzeciwia się temu jako konsekwencji wolności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, takie są słowa Grabaża. Nie cytowałem ich, gdyż uważam, że odnoszą się one tylko i wyłącznie do ACTA jako formy odbierania wolności w internecie, a nie do samego piractwa. Chodzi o trochę inne podstawy mojego artykułu i wypowiedzi Grabaża. On zgadza się na "okradanie" go w zamian za wolność w internecie (czyli brak ACTA), ja piszę o samym piractwie, nie mieszając ACTA w to wszystko, gdyż jest to szerszy temat.

      Może faktycznie wyrwałem to zdanie z kontekstu (stąd link do pełnego tekstu i dopisek "dalsza część tekstu dotyczy wolności w sieci "), ale ono dobrze obrazuje podejście wielu ludzi do piractwa - nazywanie go po prostu kradzieżą, co jest akurat antytezą wypowiedzi Joss Stone.

      Ja do Grabaża nic nie mam, miałem okazję go poznać osobiście, niedługo ponownie będę grał z nim wspólny koncert, więc w żadnym wypadku moim celem nie było postawienie go w złym świetle :)

      Usuń
  3. a czy nie może zostać po prostu jak jest? ja na codzień słucham mp3, ale mam tez kilka oryginałów na półce. zancie kogoś kto nie ma ani 1 oryginałki ulubionego artysty? bo ja nie. artysta zawsze ma możliwość zarobku. wywiady, koncert etc jak juz było wczesniej mówione ze sprzedaży płyt ma jakis mniejszy procent.
    przeciętnego człowieka natomiast nie zawsze będzie stać na kupno oryginału. i co? ma nie słuchać muzyki, ogladać filmów?
    ponadto ludzie przekazując sobie pliki poprzez internet automatycznie robią reklame twórcom. nie tracą na tym milionów, a co raz zostanie wrzucone do internetu jest wieczne.
    słowa przeciw są więc zmotywowane rządzą pieniądza, co budzi wręcz obrzydzenie odbiorców wobec artystów.

    a więc lepiej zarobić więcej hajsu czy mieć fanów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi raczej o to, że w tym momencie piractwo w internecie to taka szara strefa - wszyscy wiedzą, że to istnieje, wszyscy wiedzą, że jest to nielegalne i praktycznie wszyscy z tego korzystają. Coś się musi zmienić, aby przestało to być w pewien sposób tematem tabu i różnych kuriozalnych decyzji sądowych. Ciężko w tym momencie powiedzieć w jakim kierunku to pójdzie, ale najważniejsza jest rozmowa, bo dzięki niej narodzą się pomysły.

      Usuń